Dzisiejszy dzień nie należy do najlepszych w życiu Jana. Wprawdzie coś mogło już wcześniej dawać o tym dyskretne znaki, np dzwony bijące 4 razy w nocy, jednak nikt nie przypuszczał, że aż tak.
Więc Jan wstaje zwalony bardziej niż zwykle. Przyzwyczajony do porządnego wysypiania się organizm protestuje brutalnie obudzony przez Gruszkę (ratunkowy budzik bez którego bym umarł) po pięciu godzinach odpoczynku. Jajecznica. Chwila nieuwagi i cebulka się przypala. Ale co tam, to się zdarza. Wychodzi na pociąg; oczywiście biletu miesięcznego niet, drobnych też niet, a automat na bilety przyjmuje tylko monety lub banknoty po 20CHF. Nie, 10CHF nie przyjmuje. Jan rozpaczliwie kupuje bilet za połowę ceny, żeby najwyżej świecić oczami przed kanarem, że student i w ogóle nierozumieju. To lepsze niż spóźnienie. Wbiega na peron, pociąg oczywiście to wyczuwa i odjeżdża kilka sekund wcześniej. No nic. Dalej czytanie slajdów na laptopie w drodze na Hauptbanhof. Notabene slajdów do Network Security było tylko 1059 (sic!). Na HB przesiadka w tramwaj - który też wyczuł spieszącego się Jana i odjechał chwilę wcześniej. Kolejny tramwaj, bieg, winda, drzwi. Jest jeszcze 10 minut, które Jan pożytkuje na czytanie slajdów, bo wie, że jak ich nie przeczyta to właśnie o to zostanie zapytany.
Egzaminator, jeden z prowadzących, zwany Wolnym Stefanem lub Stefanem Freiem, mówi z dziwnym francuskim akcentem, co czyni prawie niemożliwym zrozumienie go gdy mówi szybko. Już nauczona doświadczeniem intuicja pracuje płynnie i poprawnie - przygotować się na najgorsze mówi. Pierwsze pytanie o to co Jan umie najmniej. SPAM, czytany szybko jeszcze w pociągu. Jakoś udaje się odpowiedzieć na wszystkie pytania, jednak Frei
- ma pokerową twarz, nie wiadomo czy dobrze czy źle się mówi,
- czasem pyta kilka razy o to samo, co zapewne znaczy, że nie usłyszał tego na co liczył,
- bełkocze z tym francuskim akcentem,
- czas ucieka - 25 minut na 3 pytania,
- pieczołowicie przygotowywane notatki marnują się, bo nie ma czasu do nich patrzeć.
Na pierwsze pytanie Jan traci około 10 minut. Drugie jest już prostsze, dotyczy DNSa. Zrozumiałe i nauczone. Dobrze wyłożone, jednak chyba Jan opowiada za dużo i traci czas.
Trzecie pytanie o coś co średnio się umie - Intrusion Detection Systems. Odpowiada, Frei powtarza (nie wiadomo po co) i czas się kończy. Dziękujemy, powodzenia na innych egzaminach. Pytanie o to jak poszło i czy to źle, że nie zdążył odpowiedzieć na ostatnie pytanie w całości zostało natychmiast i jednocześnie skwitowane przez Freia i protokolanta: "It was good, bye." I nikt nie ma pojęcia jak to wyszło. Oceny będą wystawione dopiero jak wszyscy pójdą na egzamin, czyli około połowy lutego. Jutro do tego egzaminu podchodzi Paweł, lepiej nauczony niż Jan.
Oczywiście wychodząc ponownie ucieka tramwaj, a potem pociąg. I zaczyna padać. Średnio mi się podoba dzisiejszy dzień.... Danka - czy to robota wróżki???
poniedziałek, 25 stycznia 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz