niedziela, 7 lutego 2010

Zurychskie ostatki

0 komentarze
Udało nam się w jednym kawałku wrócić do Polski. Tzn Paweł w jednym, a ja w oddzielnym jednym kawałku.

Ostatnie dni minęły nam spokojnie. W akademiku przewaletowaliśmy bez problemu. Paweł zaliczył egzamin z Sennhausera, chociaż było to wyzwanie.

W poniedziałek po Pawłowym egzaminie poszliśmy załatwić papiery na ETH i w WOKO, od którego wynajmowaliśmy pokoje. Od uczelni potrzebowaliśmy potwierdzenia długości pobytu, najlepiej od pierwszego dnia semestru do ostatniego dnia sesji. Jednak gdy przyszliśmy do rektoratu pani bardzo się uniosła, że co to w ogóle jest że chcemy jakiś papier i nie mamy go już przygotowanego. Na co zaczęliśmy tłumaczyć, że to nie my a nasza uczelnia tego wymaga i pokazali jedynie wzór na swojej stronie. Na to pani powiedziała, że wydrukuje ten wzór i go wypełni. I tak dostaliśmy potwierdzenie długości pobytu na kartce, na której nagłówku jest napisane dużymi czerwonymi literami "WZÓR" i poniżej w nawiasie "papier firmowy uczelni". Ale najważniejsze, że papier jest.

Później pojechaliśmy na Uetliberg, spojrzeć na Zurych i Alpy z góry. Spotkaliśmy tam takiego wyluzowanego Argentyńczyka, który wracał z Indii do domu i w Zurychu miał przesiadkę 10 godzin. Chwile pogadaliśmy, zerknęliśmy na okolice, a i nawet widok był niezły.

We wtorek Paweł pojechał na ściankę a ja na spacer po Zurychu, gdzie odwiedziłem wszystkie miejsca, które lubię. Wróciliśmy, zjedliśmy obiad w ekspresowym tempie i już jechaliśmy na lotnisko. W samolocie dostaliśmy zamiast jednej po cztery kanapki, wszystko dzięki uprzejmości pana stewarda, którego zagadnęliśmy czy nic tam im przypadkiem nie zostało. Na lotnisku nie było komitetu powitalnego, czekał jednak na nas mój papa, który odwiózł nas do domów.

I na tym kończy się przygoda z Zurychem. Czekamy jeszcze na wyniki niektórych egzaminów (ja czekam tylko na Network Security a Paweł na NS i Sennhausera). Znienawidzone zarządzanie zaliczyłem na 4/6.

Kilka zdjęć poniżej prezentuje Zurych w wersji zimowej...

Zürich Hauptbahnhof


Fontanny wciąż pracują

Uetliberg w śniegu

Z sankami na...


Tor saneczkowy, długość 3km, nachylenie 10%


Panorama



Alpy


Argentyńczyk + Wielka Gruszka


1. raper III RP rapuje na dworcu w Zurychu (ta nawijka była poświęcona brudnym torom kolejowym)


niedziela, 31 stycznia 2010

Trochę fotek

0 komentarze
Kilka zdjęć obrazujących poprzednią notkę:

Paweł uczący się do egzaminu...

Notatki z Sennhausera.


Janowa czekolada (to nie wszystko).


Zwarci i gotowi na wypadek kontroli...

Jak wyżej.

Piękna pogoda :>.

JanPaweł schodzi do podziemia

0 komentarze
Dziś rozpoczyna się nasza konspiracja. Dlaczego? A to dlatego, że dziś zgodnie z umową z WOKO musimy się wyprowadzić do godziny 12 w południe. Samolot mamy dopiero we wtorek o 19.55, więc musimy jakoś przeżyć najbliższe dwie noce.

Ale jest plan. Zanosimy walizki na strych, ukrywamy się w kuchni na czas sprawdzania pokoi i wchodzimy do nich ponownie wieczorem. Drzwi zostają otwarte, klucze trzeba zostawić na biurku. A może sprawa jeszcze się tak uprości, że nowy zmiennik Alessi sprawdzi czy wszyscy się wyprowadzili dopiero za kilka dni, bo chwilowo jeszcze nikt go tu nie widział.

A co po za tym? Dobrze. Paweł uczy się do ostatniego egzaminu z Fizyki błędów i awarii urządzeń, który ma Duebendorfie w poniedziałek o 8.45. Ja już jestem po wszystkim.

W piątek zrobiliśmy zakupy. Głównie skupialiśmy się na czekoladzie, która jest tu droższa niż złoto. Lind i Merkur (czekolada na wagę).

Do Xiao Lu przyjechała mama, która zmywa wszystkie naczynia w kuchni na drugim piętrze. Fajnie by było jakby zauważyła, że na pierwszym piętrze też jest kuchnia i jest tam co zmywać...

Po za tym do tej pory udawało mi się unikać molestowania ze strony zaręczonej Simony, co ostatnimi dniami nie było łatwe. A, i jeszcze dziś, tj w niedzielę, pojechałem do Zurychu nadać walizkę Justyny na autokar jadący do Genewy. Justyna pojechała tam na praktyki do ONZ i nie dała rady się zabrać ze wszystkim. Więc o 6 zadzwoniłem do kierowcy, który oczywiście powiedział, że będzie opóźnienie i na pewno nie przyjedzie tak jak powinien, czyli o 7. Więc jeszcze po dwóch telefonach stanęło na 9.30. I faktycznie był o 9.30, wsadziłem walizkę, kupiłem przecenioną pizzę, którą pochłonęliśmy na śniadanie. I oto piszę. Pokój wysprzątany, walizki spakowane.

poniedziałek, 25 stycznia 2010

Dzień świstaka

0 komentarze
Dzisiejszy dzień nie należy do najlepszych w życiu Jana. Wprawdzie coś mogło już wcześniej dawać o tym dyskretne znaki, np dzwony bijące 4 razy w nocy, jednak nikt nie przypuszczał, że aż tak.

Więc Jan wstaje zwalony bardziej niż zwykle. Przyzwyczajony do porządnego wysypiania się organizm protestuje brutalnie obudzony przez Gruszkę (ratunkowy budzik bez którego bym umarł) po pięciu godzinach odpoczynku. Jajecznica. Chwila nieuwagi i cebulka się przypala. Ale co tam, to się zdarza. Wychodzi na pociąg; oczywiście biletu miesięcznego niet, drobnych też niet, a automat na bilety przyjmuje tylko monety lub banknoty po 20CHF. Nie, 10CHF nie przyjmuje. Jan rozpaczliwie kupuje bilet za połowę ceny, żeby najwyżej świecić oczami przed kanarem, że student i w ogóle nierozumieju. To lepsze niż spóźnienie. Wbiega na peron, pociąg oczywiście to wyczuwa i odjeżdża kilka sekund wcześniej. No nic. Dalej czytanie slajdów na laptopie w drodze na Hauptbanhof. Notabene slajdów do Network Security było tylko 1059 (sic!). Na HB przesiadka w tramwaj - który też wyczuł spieszącego się Jana i odjechał chwilę wcześniej. Kolejny tramwaj, bieg, winda, drzwi. Jest jeszcze 10 minut, które Jan pożytkuje na czytanie slajdów, bo wie, że jak ich nie przeczyta to właśnie o to zostanie zapytany.

Egzaminator, jeden z prowadzących, zwany Wolnym Stefanem lub Stefanem Freiem, mówi z dziwnym francuskim akcentem, co czyni prawie niemożliwym zrozumienie go gdy mówi szybko. Już nauczona doświadczeniem intuicja pracuje płynnie i poprawnie - przygotować się na najgorsze mówi. Pierwsze pytanie o to co Jan umie najmniej. SPAM, czytany szybko jeszcze w pociągu. Jakoś udaje się odpowiedzieć na wszystkie pytania, jednak Frei
- ma pokerową twarz, nie wiadomo czy dobrze czy źle się mówi,
- czasem pyta kilka razy o to samo, co zapewne znaczy, że nie usłyszał tego na co liczył,
- bełkocze z tym francuskim akcentem,
- czas ucieka - 25 minut na 3 pytania,
- pieczołowicie przygotowywane notatki marnują się, bo nie ma czasu do nich patrzeć.
Na pierwsze pytanie Jan traci około 10 minut. Drugie jest już prostsze, dotyczy DNSa. Zrozumiałe i nauczone. Dobrze wyłożone, jednak chyba Jan opowiada za dużo i traci czas.

Trzecie pytanie o coś co średnio się umie - Intrusion Detection Systems. Odpowiada, Frei powtarza (nie wiadomo po co) i czas się kończy. Dziękujemy, powodzenia na innych egzaminach. Pytanie o to jak poszło i czy to źle, że nie zdążył odpowiedzieć na ostatnie pytanie w całości zostało natychmiast i jednocześnie skwitowane przez Freia i protokolanta: "It was good, bye." I nikt nie ma pojęcia jak to wyszło. Oceny będą wystawione dopiero jak wszyscy pójdą na egzamin, czyli około połowy lutego. Jutro do tego egzaminu podchodzi Paweł, lepiej nauczony niż Jan.

Oczywiście wychodząc ponownie ucieka tramwaj, a potem pociąg. I zaczyna padać. Średnio mi się podoba dzisiejszy dzień.... Danka - czy to robota wróżki???

piątek, 22 stycznia 2010

Gruszka przyleciał

6 komentarze
Mój kompan, zwany Gruszką, a przez niektórych, nie wiem czemu, Pawłem, dziś dołączył do erazmusowej ekipy na Ueberlandstrasse 17. Grusza tradycyjnie mnie obudził, wszak była dopiero 11.

Zaś akademikowe plotki i ploteczki przedstawiają się następująco:

Simona jest zaręczona. Tzn. gęsto tłumaczy się, że jeszcze nie powiedziała "tak" ale pierścionek, całkiem spory, nosi. Jednak to zupełnie nie przeszkadza jej wpadać w odwiedziny o 2 w nocy i pisać rozmaite smsy na dobranoc, przed śniadaniem, po zupie itd. Biedny ten jej Żylinskas... chłopak nie wie w co się ładuje. No jednym słowem żal.ch albo nawet żal.lt.

Alessia Galgano, czyli nasz akademikowy Capo, została Ph. D. Dlatego (szczęśliwie) się wyprowadza. Na jej miejscu będzie jakiś kolo, któremu tłumaczyła, że musi być surowy, przestrzegać punktualności i broń Boże nie może się spoufalać ze studentami. Bo inaczej na głowę wejdą. Z uwagi właśnie na punktualność musimy się wynieść do 31 stycznia do 12 w południe. Zostają nam więc 2 noce do przetrwania w Zurychu, bo samoloty latają tanio dopiero 2 lutego. Opcji jest kilka:
- wprosić się do człowieka Świtała,
- wprosić się do Bundes Lukasa,
- wprosić się na strych, gdzie można zamarznąć,
- ugadać się z nowym zarządcą.
Jednak i tak nie mamy tak źle jak np. Simona, która ostatni egzamin ma w okolicach 6 lutego ;).

Michell, tak, ta kochliwa Michell z 3 piętra, została zerwana ze swoim chłopakiem z jego inicjatywy. Wszyscy chłopcy w akademiku obawiali się o co to z nimi będzie. Np. Paweł postanowił ryglować drzwi na noc.

wtorek, 19 stycznia 2010

Zły Jan, zły Paweł

2 komentarze
Liczba różnych zajęć pod koniec listopada zaczęła wzrastać wykładniczo z czasem, więc zaniedbaliśmy pisanie.

Zły Jan, zły Paweł. Ał, ał.

W każdym razie w telegraficznym skrócie, jeśli w ogóle ktoś z Was jeszcze tu zagląda, opiszę co się działo.

Więc koniec listopada minął nam ciekawie, bo pojechaliśmy do Polski. Paweł do Krakowa przez Dusseldorf z zapowiedzianą wizytą. Jan potajemnie, robiąc niespodziankę Dance poleciał do Warszawy. W Polsce Paweł urządził "XXL Mega Urodzinowe Party na Lezajskiej", pewnie wiecie, byliście, a jak nie to na pewno słyszeliście już liczne opowieści o tej grubej bibie na mieście.

Jednak taka sielanka nie potrwała długo i na początku grudnia byliśmy spowrotem w Zurychu. Ale nie mogliśmy narzekać na nudę, bowiem odwiedził nas ostatni Władca Egiptu, Faraon Seti Pierwszy, zwany przez niektórych Pawłem Segitem. W prawdzie balował w Szwajcarii tylko 3 dni ale było ciekawie.

Dalej nadszedł czas przykry dla każdego studenta - czas zaliczeń. Mieliśmy 2 egzaminy. Ustny z Data Processing on Modern Hardware oraz pisemny z Applied Security Laboratory. Ustny poszedł nieźle, dostaliśmy jakimś magicznym sposobem takie same oceny, 5.3 na 6 (gdzie Jan był na kacu). Pisemny nie był trudny ale było dużo za mało czasu żeby go zrobić. I tak oceny poznaliśmy później, tj w styczniu i nie były już takie rewelacyjne.

Ostatni egzamin mieliśmy w czwartek chyba 17 grudnia. Piątek spędziliśmy na shoppingu, kupując zestawy do foundee w sklepach z używanymi rzeczami. Oczywiście postanowiliśmy sprawdzić wszystkie takie sklepy w Zurychu więc trochę się na to zeszło (w końcu jesteśmy Liderami Cen). W między czasie kupowana była czekolada, szczekające pieski-zabawki i egzotyczne owoce.

W sobotę 19 grudnia wróciliśmy do Bolandu. Paweł od razu pojechał do Krakowa. I tak święta świętami, ale już 27 grudnia jechaliśmy na Sylwestra do Zawoi, ale to już temat na innego bloga.

W styczniu poza obijaniem załatwialiśmy dowody na to, że jednak należy nam zaliczyć pracownie dyplomowe przed pracą inżynierską. I poszło całkiem nieźle. Paweł zrobił to pracując, a ja przekupiłem promotora czekoladą z Zurychu. W każdym razie jesteśmy do przodu.

Teraz czekają nas jeszcze 3 egzaminy, więc Jan już jest w Zurychu a Paweł dolatuje w piątek 22 stycznia. Będziemy to do wtorku, 2 lutego.

Amen!

czwartek, 19 listopada 2009

Dobre nowiny

3 komentarze
Po ostatnim potopie relacji od gości czas powiedzieć dwa słowa co u abp. Pawła i kard. Jana.

Tak więc, w skrócie można by rzec: pracowicie. Ostatni tydzień spędziliśmy prawie wyłącznie pracując nad naszym super bezpiecznym systemem na Applied Security Laboratory, czyli Stosowane Laboratorium Zabezpieczeń.

Jak już kiedyś pisałem, naszym zadaniem było postawić serwer i zrobić na nim stronę www, która generowałaby certyfikaty (takie jak musicie przyjmować w Firefoxie wchodząc na stronę np. banku) i klucze dla każdego zalogowanego użytkownika. Wszystko miało być bezpieczne do kwadratu.

Nasi włoskojęzyczni współpracownicy, Claudio Marforio i Mike Godenzi (który jest parówą), robili stronę, a my resztę. I tak Paweł stał się cenionym w świecie specjalistą od konfiguracji sudo, logów systemowych i backupowania danych. Ja mogę się poszczycić jakimś tam zrozumieniem działania serwera www Apache z mod_ssl. Problem niestety był w tym, że jak nasi koledzy, zwani często Claudiem i Marforiem, przygotowali swoją działkę, to nam przypadło poskładanie wszystkiego do kupy. A to zawsze zajmuje więcej niż się zakłada. Dlatego dziś, tj w czwartek, jeszcze o 14.10 kończyłem raport i biegłem na pociąg o 14.45 oddać projekt.

Dla wytrwałych nasz raport: analiza bezpieczeństwa i opis systemu: group_report.pdf.

W laboratorium przekazaliśmy nasz system innej grupie, która będzie szukała w nim dziur. Niestety nie trafiliśmy najlepiej, bo sprawdzać nas będą prawdziwi wymiatacze (mimo, że wyglądali jakby mieszkali w śmietniku).

W poniedziałek pojawiła się lista zapisów na egzamin z Data Processing on Modern Hardware, czyli Przetwarzania Danych na Nowoczesnym Sprzęcie. Egzamin będzie 14 grudnia. Dla mnie o 9.00 a dla Pawła o 9.30. Godziny są różne, ponieważ to egzamin ustny. Mamy nadzieje, że będzie pytał nas wykładowca, a nie jego pachołek Rene (który wszystko wie ale jakoś nie do końca umie przekazać).

Kolejny egzamin na horyzoncie dotyczy Applied Security Laboratory. Pisemny, pytania głównie dotyczyć będą laboratorium.

Więc atmosfera się niestety zagęszcza i beztroskie chwile powoli odchodzą w niepamięć. Jutro, tj. w piątek, będę gościł w naszym Castel G. moją siostrę.

Tymczasem!