niedziela, 31 stycznia 2010

JanPaweł schodzi do podziemia

Dziś rozpoczyna się nasza konspiracja. Dlaczego? A to dlatego, że dziś zgodnie z umową z WOKO musimy się wyprowadzić do godziny 12 w południe. Samolot mamy dopiero we wtorek o 19.55, więc musimy jakoś przeżyć najbliższe dwie noce.

Ale jest plan. Zanosimy walizki na strych, ukrywamy się w kuchni na czas sprawdzania pokoi i wchodzimy do nich ponownie wieczorem. Drzwi zostają otwarte, klucze trzeba zostawić na biurku. A może sprawa jeszcze się tak uprości, że nowy zmiennik Alessi sprawdzi czy wszyscy się wyprowadzili dopiero za kilka dni, bo chwilowo jeszcze nikt go tu nie widział.

A co po za tym? Dobrze. Paweł uczy się do ostatniego egzaminu z Fizyki błędów i awarii urządzeń, który ma Duebendorfie w poniedziałek o 8.45. Ja już jestem po wszystkim.

W piątek zrobiliśmy zakupy. Głównie skupialiśmy się na czekoladzie, która jest tu droższa niż złoto. Lind i Merkur (czekolada na wagę).

Do Xiao Lu przyjechała mama, która zmywa wszystkie naczynia w kuchni na drugim piętrze. Fajnie by było jakby zauważyła, że na pierwszym piętrze też jest kuchnia i jest tam co zmywać...

Po za tym do tej pory udawało mi się unikać molestowania ze strony zaręczonej Simony, co ostatnimi dniami nie było łatwe. A, i jeszcze dziś, tj w niedzielę, pojechałem do Zurychu nadać walizkę Justyny na autokar jadący do Genewy. Justyna pojechała tam na praktyki do ONZ i nie dała rady się zabrać ze wszystkim. Więc o 6 zadzwoniłem do kierowcy, który oczywiście powiedział, że będzie opóźnienie i na pewno nie przyjedzie tak jak powinien, czyli o 7. Więc jeszcze po dwóch telefonach stanęło na 9.30. I faktycznie był o 9.30, wsadziłem walizkę, kupiłem przecenioną pizzę, którą pochłonęliśmy na śniadanie. I oto piszę. Pokój wysprzątany, walizki spakowane.

Brak komentarzy: