Dokładnie tydzień temu w niedzielę wypadał po raz kolejny nasz dyżur w kuchni. Nie byłoby w tym nic strasznego gdyby nie to, że tego dnia Paweł chciał się urwać do Zurychu. Dlatego zlitowałem się nad moim ziomkiem współautorem i zaproponowałem, że ja sprzątnę za niego. I tak też zrobiłem. Wyczyściłem połowę kuchni na 1szym piętrze i potem połowę kuchni na drugim. Kuchnie w akademiku sprzątamy po dwie osoby. I o ile na pierwszym piętrze panują dobre relacje i zaraz po mnie sprzątaniem podłogi zajęła się Justyna, to niestety na drugim już nie było tak idealnie. Na drzwiach wisiała kartka: "If I dont find my fuckin mixer I wont cleant the kitchen. -Ciccio". Ciccio to gejowski pseudonim naszego Włocha, Francesco. Ani ja, ani Paweł, nie zabraliśmy cicciowego miksera. Dlatego postanowiłem zapukać do niego i powiedzieć, że albo posprząta albo sobie wybierze kolano do złamania. Jednak Ciccia cały dzień nie było więc sprzątanie musiałem dokończyć sam.
Jakieś dwa dni później spotkaliśmy go w kuchni, więc mówimy, że sprawa wygląda nie do końca fair, bo nam nie pomógł. Na co Ciccio z pełną powagą odpowiedział, że następnym razem posprząta sam i, że to co zrobił to była jedyna możliwość wyrażenia jego protestu w sprawie miksera.... To chyba jest właśnie strajk włoski.
niedziela, 1 listopada 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
 
 
 
 Posty
Posty
 
 
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz